sobota, 25 października 2014

24-26.10 Goa, Agonda Beach

pt. - sob.

Po długiej podróży dojechaliśmy wczoraj do Madgaon. Bierzemy taxi do Agondy. Nauczeni już doświadczeniem wiedzieliśmy do jakiej kwoty możemy się targować. Zapytaliśmy o kilka domków na plaży, niestety w wielu nie było miejsca, po czym gość z straganu mówi nam, że ma pokoje. Bierzemy pokój z tarasem, z widokiem na morze, czysto, schludnie jest moskitiera i jest wifi! Chcieli 1500, ale utargowaliśmy do 1000 inr (mamy już dobry sposób na targowenie!). Pierwsza rzecz po przyjeździe to kąpiel w morzu i długo wyczekiwany prysznic! Zjedliśmy kolację, a za tak męcząca podróż został mi nawet obiecany deser!
Na deser wybraliśmy się w prawą stronę wioski. Wchodzimy do mało urokliwej knajpki, zamowilismy nalesnika i ciasto z lodami... siedzimy  chwilę i zaczyna padać... w sumie to leje prawie jak w Kerali... prosimy o reklamówke, w którą pakujemy aparat i portfel i spadamy do pokoju...

Następnego dnia rano (czyli dziś) budzimy się o 6:00 a tu nadal pada... czekamy do 8:00 i nadal pada... bierzemy parasol (tak o dziwo mamy ze sobą parasol) i idziemy na śniadanie... Cały czas pada... nie pozostaje nic innego jak tylko wyciągnąć książkę, gazety i rozkoszować się szumem rozbijających się fal. W końcu nie bez powodu dźwigamy te książki ;) relaks...
Ok. godz 14 Piotrek wpada na pomysł, że skoro pada to trzeba się upic! Idziemy do sklepu, kupujemy 0,7 rumu, 1,2 l. Coca-coli, wodę, 2 paczki chipsów i płacimy 260 inr, czyli 13 zł.
Siedzimy teraz na naszym trasie, popijamy drinki...  przestało padać, niebo się przejasnia, chyba jutro będzie plażing... ;)

-----------

niedz.

Na plażing niestety pogody nie było... Wypożyczyliśmy więc skuter i zrobiliśmy sobie przejażdżkę. Pojechaliśmy do Chaudi - małej mieścinki, położonej z 10 km od Agondy, a z 5 od Palolem. Już raz tam byliśmy, gdy ruszaliśmy w nocną podróż do Hampi. Ponieważ była niedziela sporo sklepików i straganow było zamkniętych. Jednak nas interesowały głównie sklepy spożywcze a z tym na szczęście nie było problemu. Obkupiliśmy się w przyprawy - sporo dla siebie ale też dla rodziny i znajomych :) Trochę pamiątek już mamy: herbatę z Ooty, goanśkie wino (które kupiliśmy przy pierwszej wizycie na Goa i tak dźwigamy cały czas, tzn . Piotrek dźwiga). Pozostaje nam  jeszcze raz odwiedzić monopolowy i zaopatrzyć się w lokalne trunki! Obiecuję, że każdy kto czytał nasze opowieści coś od nas dostanie ;)

W drodze powrotnej zajechaliśmy jeszcze do Palolem - zjedliśmy kolację, popatrzyliśmy na morze - i stwierdziliśmy że jutro się tu przenosimy...

Po powrocie do Agondy poszliśmy jeszcze do biura turystycznego zapytać o bilety na pociąg do Mumbai. W internetowym serwisie sprzedaży biletów już od dawna nie było, a samolot trochę drogo wychodzi. Czytaliśmy, że takie biura mają specjalną pulę biletów dla turystów. I faktycznie z biletami nie było problemu - doliczyli sobie małą prowizję 5 zł, choć w sumie to nie wiem czy tak mało bo to 1/4 ceny biletu.  Tak, bilet na ponad 700 km trasy kosztuje tu 20 zł (w klasie sleeper).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz